Niedziela, pora obiadowa a pomysłu na obiad jakoś brak. Pada propozycja, żeby zjeść dziś na mieście. Czemu nie? Przebieramy, wybieramy, wybór pada na gruzińską knajpkę Tbilisi. Jest niedaleko, od dawna jesteśmy jej ciekawi, no i Gruzja to nasz tegoroczny kierunek wakacyjny, więc przy okazji chcemy trochę wczuć się w klimat i zapoznać z gruzińskimi specjałami.
Sprawdzamy w Internecie, czy w niedzielę jest otwarta. Zapraszają codziennie oprócz poniedziałków. W niedzielę do 20, jest dopiero 16, więc mamy jeszcze dużo czasu. Jednocześnie na stronie podane jest menu od poniedziałku do soboty z pominięciem niedzieli. Mocno już głodni wędrujemy na obiad a tam drzwi zamknięte na głucho, światło zgaszone i żadnej informacji, dlaczego lokal jest zamknięty. Popodglądaliśmy trochę przez szybę wystrój, obejrzeliśmy witrynę i tym razem musieliśmy obejść się smakiem.
Niezrażeni jednak do Tbilisi, podjęliśmy kolejną próbę w ostatnią sobotę. Poszło nam nieco lepiej. Lokal był otwarty, zajęte było ok. sześciu stolików. Usiedliśmy, ale na kartę dań musieliśmy trochę poczekać, ponieważ wszystkie były zajęte. Prawie natychmiast, jak przynieśliśmy sobie menu, przyszła pani kelnerka, by przyjąć od nas zamówienie. Próbowałam zamówić na przystawkę marynowany czosnek, akurat nie było, ale pytałam, czy on jest w occie czy w oliwie, pani kompletnie nie wiedziała, podobno za każdym razem robiony jest inaczej...
Chciałam się dowiedzieć o dania z kurczakiem, polecono mi Przysmak Szefowej, czyli grillowany filet z kurczaka, przyprawiony granatem, berberysem i gruzińskimi przyprawami. Dopytywałam o ser pleśniowy, który widniał w karcie jako składnik tego dania (a ja go bardzo nie lubię), ale dowiedziałam się, że żadnego sera tam nie ma. Potrawa wyglądała jak szaszłyk, była garstka ryżu, kilka plasterków pomidora i bardzo słona marchewka. Ryż niestety był twardawy, momentami chrupał w zębach, pysznie smakował za to kurczak. Całe danie było bardzo pikantne, nie jestem przyzwyczajona do takich smaków, więc myślałam, że wypali mi zarówno język, jak i przełyk. Rozgrzewa niesamowicie, a pragnienie jest takie, że cały kieliszek wina najchętniej wypiłabym na raz, żeby je ugasić.
Mój współbiesiadnik wybrał Kaurmę, czyli szynkę wieprzową duszoną w pomidorach z ziemniakami lub ryżem, dziś był tylko ryż. Mięso z warzywami było podane na małej glinianej patelni i aż skwierczało, ryż był na oddzielnym talerzu. Było smaczne, ale porcja jak dla dziecka. Oboje wyszliśmy z restauracji lekko głodni i zastanawialiśmy się, co zjemy na drugi obiad w domu.
Teraz jeszcze chwila o karcie dań. Jej wygląd i forma były dla mnie dużym zaskoczeniem. Jedno danie na jednej stronie włożonej w błyszczącą koszulkę. Pod spodem spore zdjęcie, ale tak ciemne i niewyraźne, że kompletnie nie wiedzieliśmy co się na nim znajduje. Moje beznadziejne zdjęcia zrobione telefonem komórkowym, które są dość słabej jakości i tak wyglądają o niebo lepiej od tamtych. W menu były tylko dania główne, nigdzie nie znaleźliśmy karty napojów czy win. No i pojawiły się tam błędy np. w menu w różnych daniach były wyszczególnione składniki, których faktycznie w potrawie nie było, a znajdowały się inne.
Nieprędko wrócimy do tej restauracji, jeżeli w ogóle, ponieważ nie zachwyciła nas. Ceny nie były wygórowane, oba dania w granicach 20 zł i lampka wina 10 zł. Niestety nie wiemy, jaki wino piliśmy, ponieważ pani zaproponowała nam czerwone i takie też przyniosła w kieliszkach, nie mówiąc, co to jest. Porcje były zdecydowanie za małe i niezbyt atrakcyjnie podane, ale całkiem smaczne.
Wiadomo, że nie każda restauracja może sobie pozwolić na robienie efektu wow od samego wejścia, ale wtedy powinna zachęcać pysznym jedzeniem i dobrą obsługą, ludzie będą wracać nawet jeśli dostaną menu napisane ręcznie na kartce z zeszytu. A tutaj wszystko trochę kuleje.
OdpowiedzUsuńDokładnie, wiadomo, że miło jest jeść w ładnym otoczeniu i żeby wszystko było pięknie przybrane i podane, ale nie to było dla nas najważniejsze. Chcieliśmy dobrze i smacznie zjeść. Pani była miła, ale jakby nie do końca zorientowana, ale najbardziej rozczarowały nas chyba takie małe porcje.
OdpowiedzUsuńNo właśnie to dziwne, bo takie knajpki raczej kojarzą się z tym, że człowiek wychodzi z nich napchany po kokardę, bo powinien dostać porządną, trochę domową porcję jedzenia. Małe porcyjki kojarzą mi się z takimi restauracjami trochę ą ę, gdzie nie idzie się jeść tylko bywać.
OdpowiedzUsuńJa w restauracji gruzińskiej byłam po raz pierwszy, ale mój chłopak mówi, że dwa razy był w gruzińskiej knajpie (za każdym razem w innej) i dwa razy wyszedł głodny, może taka specyfika kuchni, nie wiem. Po wakacjach będę miała lepsze rozeznanie w gruzińskiej kuchni :)
OdpowiedzUsuńNo to już wiem, że tę restaurację będę omijać.
OdpowiedzUsuńKuchnia gruzińska jest genialna! I nie ma opcji żeby być głodnym. Ich słynne szaszłyki są w każdej knajpie, chaczapuri na każdym kroku, chinkali najlepiej zjeść w Tbilisi w Domu Chinkali, bo jest ich największy wybór, wina obłędne. Owoce smakują tak jakby wstrzykiwali do nich miód :) Właśnie wróciliśmy z wyprawy po Gruzji i planowaliśmy wybrać się do którejś z knajp, żeby sobie przypomnieć smaki.Jakby ktoś potrzebował wskazówek itp. to jesteśmy na świeżo i służymy radą :)
OdpowiedzUsuńDiana, na pewno się odezwę i poproszę o kilka rad i podpowiedzi co zwiedzić w Gruzji i czego na pewno trzeba spróbować :) Do Domu Chinkali chętnie pójdziemy, bo jestem bardzo ich ciekawa :)
OdpowiedzUsuńKuchnia gruzińska jest rewelacyjna. Żle trafiliście:(. Zazdroszczę gruzińskich wakacji, liczę, że mi się za rok uda. Po przeczytaniu książki Mellerów po prostu muszę się tam wybrać!!! :)
OdpowiedzUsuńTroche my gupio czitac te recenzii:(( bo jestem rodowitom gruzinke i musze powedzec ze nasza kuchnia jes naprawda bogata i smaczna, warszawe gdze. Naprawde mozna szprobowac prawdziwom gruzinskich potraw to waszne w Tbilisi szkoda ze trafiliszce akurat wtedi kedi miali mawi chaos, ale kelnerka ktura njemjawa pojencje co proponowac lub co podawała uz tam ne pracuje, wencei biliszmi sobote i naprawda biwa super. Wenc polecam zarezikowac i odwiedzić jesze ras.
OdpowiedzUsuńGruzinko, jestem właśnie po wakacjach w Gruzji i muszę powiedzieć, że gruzińska kuchnia bardzo przypadła mi do gustu. Jest naprawdę smaczna, różnorodna i aromatyczna. Chyba nie było rzeczy, która bym mi nie smakowała. Zakochałam się w kiszonkach: akacji, czosnku i papryczkach, w zestawieniu z puri to po prostu poezja. Część potraw chętnie spróbuję powtórzyć w domu. Do restauracji Tbilisi też pewnie jeszcze się wybierzemy, ale po ponad 2 tygodniach zagranicą teraz chętnie objadam się polską kuchnią :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Eliza
Trzeba być w Gruzji, aby istotnie docenić wielorakość smaków i aromatów kuchni gruzińskiej. Byliśmy z żoną w Gruzji przeszło rok temu, zachwyciło nas wszystko, przyroda, architektura, krajobrazy no i oczywiście...kuchnia. Nawet nie dawno, kierowany inpulsem wspomnieć, zrobiłem pierożki Chinkali, rzecz jasna nie były tak dobre te którymi zjadaliśmy się na Kaukazie, ale i tak było miło choć w ten sposób wrócić na chwilę do tamtej podróży. Pozdrawiam i jeżeli będziesz miała ochotę zrobić Chinkali, zapraszam na mojego bloga: http://odrobinachilli.blogspot.com/2013/02/w-ubiega-sobote-robiem-potrawe.html
OdpowiedzUsuńTeż z mężem byliśmy w Gruzji i mieliśmy okazję pojeść w zasadzie wszystkiego, co oferują. Dla mnie amatorki kuchni śródziemnomorskiej to żadna rewelacja. Najlepsze co jadłam to sałatka z pomidorów w sosie orzechowym, pieczone bakłażany w sosie orzechowym z granatami i nadziewane na różny sposób papryki. Najlepszą wersję chatchapuri zwaną kabduri jadłam w maleńkiej knajpce w górach w miejscowości uszguli ( Swanetia ), placek był nadziewany przepyszną młoda baraniną i smakował wybornie. Zwykłych placków chaczapuri mielismy dość po dwóch dniach, a jeśli chodzi o szaszłyki to owszem robią je zawsze poprawnie, są mięciutkie ale takie powinny być i nie ma tu żadnej rewelacji. Chinkali jedliśmy w wielu miejscach , z różnym nadzieniem m.in. w Tbilisi w Domu Chinkali przy ul. Szoty Rustavelego. Bardzo dobrea, ale wole polskie wersje pierogów w wykonaniu mojej mamy. Jedno co tam pyszne to obłędnie pyszne pomidory i figi.
OdpowiedzUsuń